AEON'S END - najlepsza kooperacyjna gra planszowa?
2020-05-28
Zwykle ocena gry zawsze znajduje się na samym końcu recenzji, gdy już czytelnik przebrnie przez opis zawartości pudełka, pozna zasady gry oraz komentarz autora. Przy serii AEON's END nie chcę nikogo trzymać w niepewności i już na początku chcę powiedzieć, że gra jest w naszej subiektywnej ocenie RE-WE-LA-CYJ-NA i mając za sobą mnóstwo rozegranych partii, wciąż chcemy więcej i więcej.
Jak wspomniałem przed chwilą, od dłuższego już czasu, bronimy Gravehold przed atakami okrutnych NEMEZIS. Pomimo iż jesteśmy doświadczonymi magami i wykorzystywać bramy, nasz wróg przewyższa nas pod każdym względem, jednak każda kolejna porażka tylko nas wzmacnia. Współpraca i determinacja, to w nich upatrujemy szansę na ostateczne zwycięstwo. Każdy z nas musi uwolnić cały swój magiczny potencjał aby wpierać towarzyszy, a gdy potrzeba zadać ostateczny cios bestii. W pojedynkę szanse na zwycięstwo są tylko iluzoryczne.
Nasi wrogowie nie poddadzą się nigdy, jeżeli ostatecznie zostaniemy pokonani, upadnie też nasze, niegdyś wspaniałe miasto. To właśnie ta myśl sprawia, iż jesteśmy jeszcze bardziej zdeterminowani. Wiemy wiele o magii bram, znamy potężne zaklęcia i słabości naszych przeciwników, jednak pole bitwy to miejsce, gdzie teoria zostaje brutalnie skonfrontowana z praktyką, a każda chwila decyduje o wszystkim. W jednym momencie optymizm i pełna kontrola, a już po chwili bezgraniczna rozpacz i niemal pewna porażka. Czasami zalewamy wroga falami ognia i błyskawic, nie odpuszczając nawet na krok, a czasami nie potrafimy wywołać zaklęcia lub nie mamy zwyczajnie czasu aby je przygotować. Bezimienni są przebiegli i każdy z nich walczy inaczej. Atakują niespodziewanie i z najmniej oczekiwanej strony. Niektórzy drążą tunele pod miastem, by nagle wynurzyć się z otchłani, siejąc chaos i zniszczenie, podczas gdy inny kuszą nas i deprawują, tak aby złamać naszą naszą silną wolę. Są i tacy którzy kryją się w mroku, wysyłając ku nam niezliczoną rzeszę swoich popleczników. Tych tchórzy szczerze nienawidzę.
Wciąż zadajemy sobie pytanie, dlaczego to się dzieje, czy zgubiła nas pycha i nieuwaga, chęć poznania tego co poznane nigdy być nie powinno ... a może to zwykły przypadek zadecydował o naszym losie. Bez względu na odpowiedź, nie poddamy się i z klejnotem w dłoni będziemy ostatnią barierą oddzielająca nasze miasto od piekielnej czeluści. Bo kto raz zacznie
Na koniec chciałbym zacytować J.R.R. Tolkiena pisząc "... nie każde złoto jasno błyszczy ..." bo to zawsze brzmi dobrze, ale ta konkretna fraza nie ma żadnego odniesienia do Aeon's End, ta gra świeci jasno od samego początku. Od pierwszego przygotowanego i aktywowanego na bramie zaklęcia, aż do wyczerpania się ostatniego maga i zniszczenia bronionego miasta Gravehold.
Zarówno wygrana jak i sromotna porażka, ma jedną rzecz wspólną, chęć rozegrania kolejnej partii. Ta doskonała gra zawsze potrafi mnie zadziwić i z każdą grą sprawia mi większą i większą przyjemność.
, jednak dzięki współpracy, wykorzystując wszystkie nasze atrybuty ...
Jak wspomniałem przed chwilą, od dłuższego już czasu, bronimy Gravehold przed atakami okrutnych NEMEZIS. Pomimo iż jesteśmy doświadczonymi magami i wykorzystywać bramy, nasz wróg przewyższa nas pod każdym względem, jednak każda kolejna porażka tylko nas wzmacnia. Współpraca i determinacja, to w nich upatrujemy szansę na ostateczne zwycięstwo. Każdy z nas musi uwolnić cały swój magiczny potencjał aby wpierać towarzyszy, a gdy potrzeba zadać ostateczny cios bestii. W pojedynkę szanse na zwycięstwo są tylko iluzoryczne.
Nasi wrogowie nie poddadzą się nigdy, jeżeli ostatecznie zostaniemy pokonani, upadnie też nasze, niegdyś wspaniałe miasto. To właśnie ta myśl sprawia, iż jesteśmy jeszcze bardziej zdeterminowani. Wiemy wiele o magii bram, znamy potężne zaklęcia i słabości naszych przeciwników, jednak pole bitwy to miejsce, gdzie teoria zostaje brutalnie skonfrontowana z praktyką, a każda chwila decyduje o wszystkim. W jednym momencie optymizm i pełna kontrola, a już po chwili bezgraniczna rozpacz i niemal pewna porażka. Czasami zalewamy wroga falami ognia i błyskawic, nie odpuszczając nawet na krok, a czasami nie potrafimy wywołać zaklęcia lub nie mamy zwyczajnie czasu aby je przygotować. Bezimienni są przebiegli i każdy z nich walczy inaczej. Atakują niespodziewanie i z najmniej oczekiwanej strony. Niektórzy drążą tunele pod miastem, by nagle wynurzyć się z otchłani, siejąc chaos i zniszczenie, podczas gdy inny kuszą nas i deprawują, tak aby złamać naszą naszą silną wolę. Są i tacy którzy kryją się w mroku, wysyłając ku nam niezliczoną rzeszę swoich popleczników. Tych tchórzy szczerze nienawidzę.
Wciąż zadajemy sobie pytanie, dlaczego to się dzieje, czy zgubiła nas pycha i nieuwaga, chęć poznania tego co poznane nigdy być nie powinno ... a może to zwykły przypadek zadecydował o naszym losie. Bez względu na odpowiedź, nie poddamy się i z klejnotem w dłoni będziemy ostatnią barierą oddzielająca nasze miasto od piekielnej czeluści. Bo kto raz zacznie
Na koniec chciałbym zacytować J.R.R. Tolkiena pisząc "... nie każde złoto jasno błyszczy ..." bo to zawsze brzmi dobrze, ale ta konkretna fraza nie ma żadnego odniesienia do Aeon's End, ta gra świeci jasno od samego początku. Od pierwszego przygotowanego i aktywowanego na bramie zaklęcia, aż do wyczerpania się ostatniego maga i zniszczenia bronionego miasta Gravehold.
Zarówno wygrana jak i sromotna porażka, ma jedną rzecz wspólną, chęć rozegrania kolejnej partii. Ta doskonała gra zawsze potrafi mnie zadziwić i z każdą grą sprawia mi większą i większą przyjemność.
, jednak dzięki współpracy, wykorzystując wszystkie nasze atrybuty ...